Blood Rage – Recenzja

, Łukasz Włodarczyk
  • liczba graczy: 2-4
  • czas rozgrywki: 90
  • rok wydania: 2015
  • zależność językowa: średnia (PL)

O Blood Rage’u zrobiło się głośno z przynajmniej kilku powodów. Genialne figurki… Bardzo udana kampania na KS wraz z dodatkowymi SG… Nazwisko projektanta – Eric M. Lang… Mnie osobiście przyciągnęło właśnie to ostatnie. Chociaż staram się być nieczuły wobec ślicznego plastiku, a wszelkie stacje „hype trainu” omijam szerokim łukiem, muszę przyznać, że pudełka opatrzone tym nazwiskiem zwyczajnie mnie interesują. Autor takich hitów, jak: Warhammer: Inwazja, Arcadia Quest czy osławiony Chaos w Starym Świecie, tym razem przygotował dla nas karciany draft, mnóstwo kombosów, kontrolę obszarów i chwalebną śmierć w boju. A to wszystko zaprawione klimatem wikingów.

Krwawy Szał zakupów na Kickstarterze

Partia trwa od 1h – 1,5h i w „ogranym” składzie faktycznie tak jest. Według pudełka w Blood Rage może zagrać od 2 – 4 graczy, jednak potyczki dwuosobowe są bardzo specyficzne i z pewnością nie każdemu będą się podobać, nawet jeśli lubi grać w BR w większym składzie. Ponadto na rynku dostępny jest dodatek pozwalający grać aż pięciu osobom jednocześnie. Każdy z graczy obejmuje kontrolę nad jednym klanem wikingów. Z powodu zbliżającego się wielkimi krokami Ragnaroku (nieuniknionej apokalipsy), za wszelką cenę staramy się przed śmiercią okryć wieczną chwałą. Służyć temu ma walka z innymi klanami, chwalebne wyprawy, ujarzmianie legendarnych potworów, plądrowanie okolicznych ziem czy wreszcie odważne stawienie się na ziemiach, które wkrótce pokryje ognisty deszcz.

Na co wydać punkty szału?

Początkowo każdy z klanów różni się jedynie nazwą, grafikami oraz modelami figurek. Wszystkie istotne dla gry statystyki są identyczne. Ten stan rzeczy szybko się jednak zmienia, a to za sprawą różnorodnych kart pozwalających ulepszać nasze jednostki, przyzywać potwory czy zyskiwać specjalne zdolności. Karty te będziemy (na początku każdej z trzech epok) pozyskiwać za pomocą draftu. Poza ulepszeniami, można wśród nich znaleźć jeszcze wyprawy (specjalne misje, których wykonanie zagwarantuje rozwój naszego klanu oraz punkty chwały), a także karty, które zapewnią nam przewagę w walce.

Gdy każdy skompletuje swoją „rękę”, następuje faza akcji. Podczas niej będziemy wydawać nasz drogocenny szał (punkty akcji) aby opłacić: rozwój klanu, wystawienie na planszę nowych jednostek, drakkarów czy potworów lub poruszanie tych już istniejących. Co ciekawe, wszczynać walki, plądrować i zagrywać wyprawy można zupełnie za darmo, jednak warunkiem jest posiadanie jakiegokolwiek niezużytego jeszcze „szału. Kiedy ten się skończy, musimy odczekać, aż pozostali gracze wykorzystają swoją rezerwę. Plansza składa się z kilku regionów, a te dzielą się na obszary (w każdym mieści się określona liczba jednostek). Każdy z nich ma też przypisany losowo żeton wyznaczający nagrodę za jego splądrowanie. Może to być podniesienie jednej z trzech cech naszego klanu lub, po prostu, dodatkowa chwała. Środkowy region (sąsiadujący ze wszystkimi innymi) to mistyczny Yggdrasil, który nie ma żadnego limitu jednostek. Co więcej, śmiałkowi, któremu udałoby się go splądrować, przysługuje podniesienie wszystkich trzech statystyk. Ponadto jeden z obszarów oznaczony jest jako ten, który po bieżącej rundzie zostanie zniszczony. Do każdej pary sąsiadujących regionów przylega zaś fiord, z którego mogą nas wspierać drakkary, czyli nasze łodzie.

Walkę prowokuje się poprzez plądrowanie regionu, w której obecna jest choć jedna nasza jednostka. Tutaj dochodzimy do jednego z bardzo ciekawych mechanizmów zastosowanych w Blood Rage. Każdy z przeciwników może ulec pokusie przyłączenia się do nadciągającej potyczki i przenieść jedną ze swoich jednostek z sąsiedniego regionu, do tego właśnie plądrowanego, stając niejako w jego obronie (o ile dla tej jednostki jest jeszcze miejsce). Następnie każdy z biorących udział w walce zlicza siłę swoich figurek i zagrywa jedną zakrytą kartę z ręki. Ostatecznie odkrywamy karty, rozpatrujemy specjalne zdolności i doliczamy ewentualny bonus do siły. Wszystkie jednostki, które nie wygrały bitwy, wycinane są w pień i przenoszone do Valhalli. Jeśli plądrujący zwyciężył, region nie nadaje się do ponownego splądrowania aż do następnej epoki, a gracz podnosi (najczęściej) jedną ze statystyk swojego klanu.

Gdy każdy z grających zużyje swój szał, następuje ujawnienie zakrytych dotąd wypraw, a za te zrealizowane przyznawane są punkty. Dodatkową nagrodą jest podniesienie jednej ze swoich statystyk. Następnie oznaczony wcześniej region zostaje zniszczony, a wszystkie przebywające w nim figurki zabite. Ponieważ jest to chwalebna śmierć, ich właściciel zostaje nagrodzony dodatkowymi punktami. Następnie każda z poległych istot powraca z zaświatów, aby w przyszłej erze wspomóc swoich pobratymców. Druga i trzecia epoka przebiegają analogicznie do pierwszej, ale karty w nich używane są potężniejsze niż te z poprzednich rund.
Na sam koniec do zdobytych punktów doliczane są premie za wyjątkowo wysoko rozwinięte statystyki. Zwycięzcą zostanie oczywiście ten gracz, którego klan okryje się największą chwałą, czyli zgromadzi najwięcej punktów.

 

Co myślę o Blood Rage'u?

Blood Rage szybko stał się jedną z moich ulubionych gier. Pod płaszczykiem emocjonującej gry z pięknymi figurkami kryje się bowiem elegancka i prosta, ale zapewniająca przy tym spore możliwości, mechanika. Kiedy pierwszy raz przyszło mi draftować moją rękę, niemal każda z kart wydawała mi się bardzo mocna. Jednak szybko okazało się, że znacznie ważniejsze, od pojedynczych kart, jest składanie kombosów, które w pierwszej chwili wydają się zupełnie „przegięte”. Wij Morski (liczy się jako drakkar) w połączeniu z ulepszeniem, które zapewnia dodatkowe punkty za każdym razem, kiedy stracę łódź… Ulepszenie sprawiające, iż mogę wystawiać moich wojowników parami w połączeniu ze wzmocnieniem, które daje dodatkową siłę za każdą parę wojowników… Karty, które przynoszą korzyści za każdym razem, gdy przegrywam bitwę lub odsyłam moje jednostki do Valhalli… Naprawdę… Synergia kart w Blood Rage jest niesamowita! Jeżeli komuś odpowiada styl gry polegający na wykorzystywaniu podsuwanych mu przez grę możliwości, to będzie bardziej niż zadowolony. Kolejną cechą, przez którą tak polubiłem ten tytuł, jest mnogość dróg do zwycięstwa. Ktoś może się skupić na walce z wrogimi klanami, ktoś inny punktować za Ragnarok. Trzeci gracz może obrać zdradziecką taktykę Lokiego polegającą na odnoszeniu korzyści z pozornie niekorzystnych sytuacji, a czwarty skoncentrować się na realizowaniu wypraw. Co więcej… Każdą z tych taktyk można ostro namieszać!

Chociaż jestem wielkim fanem tej gry, uczciwie muszę zaznaczyć, że nie każdemu będzie się ona podobać. Mimo genialnych figurek, karty nie są już aż tak piękne, planszetki graczy cienkie, a plansza (choć estetyczna) nie jest szczególnie ciekawa. Po otwarciu pudełka, przed przeczytaniem instrukcji, odniosłem wręcz wrażenie, że wydawca dołączył do gry klimatyczną pocztówkę z motywem Valhalli, która ostatecznie okazała się… planszetką na poległe figurki. Walka – choć do pewnego stopnia policzalna – dzięki specjalnym zdolnościom kart walki potrafi zaskoczyć, ale niektórym może się wydać mało emocjonująca. Nie wszystkim przypadnie do gustu początkowa symetria klanów, chociaż szybko różnicujemy je za pomocą zagrywanych ulepszeń. Z moich obserwacji wynika, że, spośród trzech statystyk, szał (dostępne punkty akcji) jest najbardziej pożądany, nieco mniej rogi (maksymalna liczba figurek na planszy), a topory (punkty chwały za wygraną w walce) są najbardziej zaniedbywane, a przynajmniej na początku. Z tego względu mało wprawiony gracz może mieć już w drugiej epoce znacznie mniej szału niż pozostali, a co za tym idzie – pauzować przez kilka ostatnich minut rundy ze względu na jego wyczerpanie.

I następna cecha gry… Ze względu na potęgę kart w kolejnych erach, w pierwszej zdobędziemy najmniej chwały, w drugiej nieco więcej, a w trzeciej mamy szansę odrobić straty i zostać liderem, nawet zaczynając „pościg” z ostatniego miejsca. Na dodatek Blood Rage nie dba o to, aby różnice punktowe pomiędzy graczami były stosunkowo niewielkie. Jeśli tylko jeden z uczestników gry wie, co robi, a reszta mu na to pozwala, to ostateczne różnice będą naprawdę spore. Dla mnie jest to plus, bo nie po to tyle się staram, żeby wygrać ledwie jednym punktem. Mimo to znam osoby, którym będzie to przeszkadzało.

Kolejną sprawą jest skalowanie… Każda karta ma oznaczenie mówiące, przy ilu graczach jest używana. Oznacza to, że niektóre potwory zobaczyć można na planszy jedynie w rozgrywce 4-osobowej i to dopiero w trzeciej, ostatniej epoce. Spotkałem się także z zarzutem, że potężne monstra pojawiają się na planszy, robią coś mniej lub bardziej spektakularnego „na wejściu”, a potem już tylko stoją i prężą muskuły, ponieważ ich specjalna umiejętność została już wykorzystana, a ich siła jest porównywalna z jarlem czy chociażby dopakowanymi wojownikami. Faktycznie… Jeśli nie zadamy sobie trudu ich ponownego użycia z wykorzystaniem Valhalli, takie sytuacje będą miały miejsce. Pomimo pozwalającego się wczuć w klimat wykonania, podczas rozgrywki będziemy często liczyć punkty, co kojarzyć mi się raczej z suchymi, pozbawionymi klimatu produkcjami. Ostatnią sprawą, którą chciałbym poruszyć, są… pierwsze partie. W niektórych grupach (szczególnie niedoświadczonych graczy) mogą trwać znacznie dłużej niż pudełkowe 90 minut.

Jeżeli jednak nie dacie się zrazić tym wszystkim obawom i zaakceptujecie fakt, że w tej grze nawet śmierć jest zasobem, który można przekuć na punkty, to Blood Rage zdecydowanie potrafi zrekompensować zainwestowany w niego czas (i to z nawiązką!). Szybki, dynamiczny i bezkompromisowy… Właśnie taki powinien być Krwawy Szał.

Plusy

  • Figurki
  • Stosunkowo proste zasady
  • Duża dynamika rozgrywki
  • Możliwość kontrolowania mitycznych potworów
  • Całe mnóstwo kombosów na kartach
  • Wiele dróg do zwycięstwa
  • Ciekawe mechanizmy dołączania do walk czy Valhalli
  • Brak kickstarterowych exclusive'ów nie przeszkadza w odbiorze gry
  • Elementy wykonane ładnie...

Minusy

  • ...ale nie dorównują figurkom.
  • Tryb dwuosobowy daje zupełnie inne odczucia, co może być mylące w odbiorze gry
  • Niektóre karty zobaczymy tylko w rozgrywce w pełnym składzie
  • Pierwsze partie mogą się przedłużać

Opinie redakcji

Kamil ‚Sanex’ Cieśla: Jestem świadomy linczu, nie mniej jednak dla mnie blood rage najlepiej działa dla dwóch lub trzech osób. Na czterech i pięciu graczy chaos na planszy jest potężny i zaplanowanie taktyki graniczy z cudem. W licznej grupie dużo bardziej mnie kręci Chaos w Starym Świecie.

Michał Meiser: Lubię dudes on map i area control – elementy, które Blood Rage oferuje. Ale sama gra, mimo świetnej oprawy figurkowej (wiadomo CMON) jest dla mnie wydmuszką – dość abstrakcyjnym, eurasem w manipulowanie przewagami, napędzanym draftem kart, którego nie cierpię. Zaletą jest szybka rozgrywka – która pozwala traktować Blood Rage jak fillera – co sprawia, że jakoś go znoszę i mogę szybko dotrwać do grania w coś lepszego.

Andrzej Kaczor: Dość kontrowersyjna gra jeżeli chodzi o opinie, wiele z nich jest negatywnych tak jak i bardzo pozytywnych. Ja przychyliłbym się do tej drugiej grupy. Lubie blood rage i czerpię przyjemność z grania w tą grę 🙂 Jest tu spora dawka euro, negatywna interakcjia, przegięte komba i fajne figurki. Bardzo fajny miks który działa i się nie przejadł do tej pory 🙂

Krzysztof Szarawarski: W grach cenię sobie wyzwania, a Blood Rage dostarcza ich całymi wiadrami. Miks mechanik, zarządzanie losowością oraz mocne nastawienie gry na rywalizację bardzo mi się podobają. Draft kart powoduje bowiem, że nie mamy do końca kontroli nad kartami, jakimi będzie nam dane dysponować w trakcie nadchodzącej rundy. Dla mnie jest to sprawdzianem polegającym na tym, że mając do dyspozycji kilka losowych kart, muszę wykorzystać je optymalnie na swoją korzyść i za ich pomocą, a także ograniczonej liczby punktów akcji wywalczyć najlepszą pozycję na planszy. Lubię tego typu wyzwania, gdyż są one swego rodzaju sprawdzianem umiejętności (i gdybym był wikingiem, może byłby to także sprawdzian charakteru 😉 ). Zdecydowanie polecam Blood Rage osobom, które lubią tego typu wyzwania a także rywalizację o tereny i znajdujące się na nich bonusy. Blood Rage to wysoce konfrontacyjna gra, którą uzupełniają klimatyczne figurki i ładna szata graficzna. Jedyne co psuje immersję w grę to figurka goryla, która nijak nie pasuje do tematyki gry i po dziś dzień zastanawiam się kto wpadł na pomysł dołączenia jej do gry?

  • Janusz Watut

    Stoi wyżej w rankingu bbg niż rising sun, za 235 nie będzie rozrzutnością to brać?